sobota, 26 grudnia 2015

Iluzja szósta

   Wędrowałam przez ciemne uliczki, dobrze znaną mi trasą. Wieczór sprawiał, że o tej porze roku to miejsce wydawało się przerażające, naznaczone niewidoczną obecnością. Stanęłam przed tym grobem, na którym było wyryte jego imię. Padłam na kolana, kładąc głowę na zimnym betonie. Teraz byłam dawną sobą. Bez żadnego udawania, wrażliwa, skrzywdzona, ale wściekła, przepełniona nienawiścią...

   Przygotowywałam się do wyjścia z Mariuszem. Uparł się, by zabrać mnie do mojej ulubionej restauracji. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się nie odstrzeliła. Ubrałam czerwoną sukienkę, w której tak kochał mnie oglądać, zrobiłam delikatny makijaż i założyłam buty na niewielkim obcasie. Nie lubiłam się wyróżniać z tłumu, a czerwony kolor niestety przyciągał wzrok. Jednak raz na jakiś czas robiłam to dla niego.
- Witam, skarbie- przywitał się buziakiem.- Ślicznie, wyglądasz- puścił mi oczko. Pokręciłam głową ze śmiechem i przytuliłam się do niego.
- Tęskniłam za tobą- przyznałam.
- Musimy iść mamy rezerwację- powiedział i pocałował lekko w policzek. 

Wieczór przebiegał wspaniale. Jedyne co czułam w tamtym momencie to miłość. Mimo, że na sali było pełno ludzi, czułam się jedyna. To ja tam byłam tą najważniejszą, tą najpiękniejszą... To ja byłam tą, na której skupiała się uwaga.
- Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna, prawda?- spytał w pewnym momencie.
- Tak samo jak ty dla mnie-zapewniłam go, uśmiechając się szeroko.
- Bez ciebie nic nie miałoby tak naprawdę sensu. Dlatego- wziął głęboki oddech i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej czerwone pudełeczko i uklęknął przede mną. Serce przestało bić, a czas się zatrzymał. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem i uwielbieniem. - Dlatego, że tak mocno cię kocham i nie wyobrażam sobie dnia bez ciebie, chciałbym spytać czy... Czy zostaniesz moją żoną?- wykrztusił z siebie pełen obaw. Sama nie wiem, kiedy zaczęłam płakać ze wzruszenia. Nie mogłam wyjść z podziwu, że mógł przypuszczać, iż mu odmówię.
- Tak... Tak! Tak! Chcę zostać twoją żoną- powiedziałam przez śmiech. Założył mi pierścionek na dłoń i chwycił w objęcia. W tamtej chwili nie było na świecie szczęśliwszej osoby niż ja. I upojona tym szczęściem spędziłam cały wieczór i całą noc ze swoim narzeczonym.
Rankiem nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Otworzyłam oczy i wzrokiem przeczesałam łóżko, ze smutkiem i zdziwieniem stwierdzając, że nikogo w nim nie ma. Wyciągnęłam rękę pod telefon i szybko wykręciłam odpowiedni numer.
- Czyli nie uda mi się już niespodzianka- usłyszałam Mariusza śmiech.
- Gdzie jesteś?
- Poszedłem po bułki. Już wychodzę z parku. Będę za 15 minut. Kocham cię- powiedział ciepło. Uśmiechnęłam się i chciałam odpowiedzieć, ale nie zdążyłam. Usłyszałam pisk opon i trzask, którego nie zapomnę do końca życia.
- Mariusz?! Mariusz!!!!- krzyczałam, trzymając telefon przy uchu i zdając sobie sprawę, że połączenie zostało przerwane. W pośpiechu się ubrałam i wybiegłam z mieszkania. Wykręciłam numer alarmowy, ale nie miałam żadnych konkretnych danych. Nie wiedziałam, w którym dokładnie miejscu może się znajdować. Szukała go karetka, policja i w końcu znaleźli go... Leżącego w rowie. Zakrwawionego. Martwego. 

Najgorsze uczucie ze wszystkich. Jednego dnia mieć wszystko i stracić to w ciągu jednej sekundy. Wiedziałam, że życie jest kruche. Dlatego tak bardzo każdego dnia dbałam o wszystko co miałam. W gazetach opisywali to jako "nieszczęśliwy wypadek", a potem wszystko ucichło. Nie wiadomo było kto prowadził samochód, tylko, że jechał o ponad 100 km za szybko. Wszyscy zapomnieli. A ja trwałam w swoim bólu. Codziennie siedziałam przy jego grobie przez kilka godzin, pogrążając się w cierpieniu. Nie chciałam zacząć żyć na nowo, bo każde moje szczęście byłoby hańbą dla jego pamięci.
Mijały miesiące, a ja nie opuszczałam cmentarza. Straciłam pracę. Straciłam mieszkanie. Jednak nic nie miało znaczenia, bo jego już nie było. Aż pewnego dnia pojawiła się Ona.
- Moje kondolencje- zaczęła.- Wiem, że ci ciężko, ale znam lekarstwo na twoje smutki.
- Nie wydaje mi się. Musiałabyś mi dać w ręce tego, który go zabił- wysyczałam z nienawiścią.
- A jeśli ci powiem, że wiem kto to był?
- Wiesz?
- Wiem- potwierdziła.- To mój były chłopak. Powiem więcej... Mam doskonały plan zemsty. Pomogę ci go wykonać. Nauczę cię jak chodzić, jak mówić, jak się zachowywać. Zmienisz się nie do poznania. A kiedy już będziesz gotowa... Pojawisz się w jego życiu i zniszczysz wszystko na czym mu zależy. Nie będzie miejsca na łzy. Dasz radę?
Zaskoczyła mnie, ale popatrzyłam ponownie na nagrobek. Tego mi było trzeba. Byłam mu to winna.
- Zróbmy to- powiedziałam zdeterminowana. Na jej twarz wpłynął wyraz satysfakcji. A ja po raz pierwszy zobaczyłam światełko w tunelu. Widziałam jakiś cel. Zniszczyć Nikolaya Pencheva.
Jak mogłam zapomnieć jaką krzywdę mi wyrządził? Przytulona policzkiem do zimnej płyty, wypłakiwałam swoje żale, w myślach przepraszając ukochanego, że choć przez moment potrafiłam poczuć do tego mordercy jakieś ludzkie uczucia. Gdyby jechał przepisowo.... Gdyby był trzeźwy... Gdyby chociaż zadzwonił po karetkę, albo udzielił pierwszej pomocy on by tu ze mną był. Wstałam z zimnej gleby i otarłam łzy.
- On pożałuje wszystkiego co zrobił, kochany. Obiecuje ci to.
Czas zacząć wcielać w życie kolejny krok. Wyszłam z cmentarza, z nienawiścią, która na nowo zapłonęła w mojej duszy. Pełna determinacji, by odebrać wszystko temu, kto odebrał wszystko mi.

niedziela, 22 listopada 2015

Iluzja piąta

   Rankiem obudził mnie dzwonek do mojego mieszkania. Nie bałam się mojego gościa. Czułam, że to Penchev z jedną czerwoną różna, ciepłymi bułkami i świeżo parzoną kawą. Przepowiedziała mi to. Wyjaśniła dokładnie jego mechanizm działania. Dlatego otworzyłam mu drzwi w seksownej bieliźnie częściowo zasłoniętej przez szlafrok. 
- Witam, śniadanie dla najpiękniejszej kobiety w tym mieście- oznajmił z uśmiechem.
- Tylko mieście?- uniosłam wyzywająco brew. Zaśmiał się na moje słowa.
- Jesteś urocza- powiedział i zrobił dwa kroki w moją stronę, zbliżając się do mnie maksymalnie. Bez obaw popatrzyłam w jego czekoladowe końcówki. Nie mogłam się cofnąć choć odparcie tej pokusy było bardzo trudne. Nie mogłam spuścić wzroku, ponieważ to byłaby oznaka słabości. Nie mogłam wyjść ze swojej roli, gdyż groziłoby to wzbudzeniem podejrzliwości. Chłopak wszedł bez zaproszenia do mieszkania i położył jedzenie na stole w kuchni.- Nie powinnaś otwierać komuś tak ubrana- podszedł do mnie i będąc ponownie bardzo blisko, przesunął delikatnie ręką po linii mojej talii.
- Dlaczego?- wzruszyłam ramionami.
- Bo mógłbym trafić do więzienia.
- Tak?- spytałam, a on pokiwał głową. Nachylił się, by szepnąć mi kilka słów na ucho.
- Oszalałbym z zazdrości i musiał się z nim policzyć- złożył krótki pocałunek w zagłębieniu mojej szyi. Drgnęłam pod wpływem tej czynności. Siatkarz omylnie wziął to za omen przeżywanej przeze mnie rokoszy, przyciągnął mnie do siebie i zaczął gwałtownie całować moją twarz. Ponownie przeżywałam tortury. Walczyłam ze sobą, aby go nie odepchnąć. Nie mogłam "współpracować". Doradziła mi bym poszła na całość, żeby się na mnie "nakręcił". Ja nie potrafiłam. Czułam obrzydzenie, gdy jego dłonie były dosłownie wszędzie. Łzy napłynęły mi do oczu. Musiałam go powstrzymać. Zacisnęłam powieki i chwyciłam go za ręce, stanowczo odpychając.
- Nie tędy droga- pokręciłam głowa, przybierając uwodzicielską minę.
- Zapraszam cię dzisiaj do kina- oznajmił, kompletnie nie przejmując się moja odmową.
- Będziesz musiał pójść sam. Już mam plany.
- Jestem pewien, że możesz je zmienić.
- Nie tym razem- przygryzłam wargę.
Gdy wyszedł poczułam ulgę. Pobiegłam do sypialni, walcząc z łzami. Ubrałam się pospiesznie i biegiem ruszyłam do samochodu. Nie mogłam się zmusić do dalszego kroku. Musiałam sobie przypomnieć co zrobił. Musiałam ponownie znaleźć w sobie wściekłość. Musiałam napełnić się siłą, by go ukarać. Pędziłam możliwie jak najszybciej, by znaleźć się w miejscu, w którym wszystko się zaczęło.
   Docierając do Kielc ponownie byłam sobą sprzed ponad roku. Ponownie ból rozlał się po całym moim ciele. Ponownie nie mogłam pojąć niesprawiedliwości tego świata. Wszystko wróciło i miałam wrażenie, że wydarzyło się wczoraj. Zatrzymałam się przed cmentarzem, biegnąc na ten jeden grób.  Czas przypomnieć sobie dlaczego zdecydowałam się na zemstę.

***
Jedyne co mogę napisać to przepraszam...

sobota, 19 września 2015

Iluzja czwarta

   Myślał, że mnie urabia, a tymczasem to ja urabiałam jego. Był pewny, że uśmiech na mojej twarzy jest efektem prowadzonej rozmowy, kiedy tak naprawdę był to wyraz triumfu. Opowiadał o sobie jak najęty, a moją taktyką było udzielanie mu jak najmniejszej ilości informacji, co tylko potęgowało jego smaczek na mnie Przez całe spotkanie pożerał mnie wzrokiem, niczym wygłodniały zwierz, patrzący na swoją ofiarę. Wszystko szło jak po maśle.
- Od jak dawna mieszkasz w Rzeszowie?- spytał.
- Od niedawna- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Skąd się przeprowadziłaś?
- Z Kielc- odparłam, czekając czy przypomni sobie cokolwiek.
- Poważnie? Mieszkałem tam!- w jego głosie wyraźnie słuchać było podekscytowanie. Wyraz jego twarzy nie mówił "już chyba wcześniej się spotkaliśmy", a raczej " Jak to możliwie, że nigdy cię nie widziałem". Wykrzywiłam usta w lekkim, smutnym uśmiechu. Zero reakcji. Zamierzałam go tak testować co jakiś czas.
- Cóż za zbieg okoliczności- powiedziałam. Miałam nadzieję, że nie wyczuł pogardy w moim głosie.
- Widzisz, to przeznaczenie- uśmiechnął się, a ja pokiwałam głową. Tak, to przeznaczenie kazało mi go zniszczyć. To mnie spotkał ten zaszczyt, by stać się jego zgubieniem. Pragnęłam być jego koszmarem, usposobieniem wszystkich cech, które kochał by je potem znienawidził raz na zawsze. Nie było miejsca na sentymenty. Po tym wszystkim żył jakby nigdy nic, a przez to czułam do niego obrzydzenie. Ta przystojna, chłopięca i niewinna maska skrywała szatańskie, bezlitosne wnętrze. Był dla mnie jak manekin- idealny na zewnątrz, a pusty w środku. Człowiek nie może być człowiekiem bez duszy. Czy mogłam mieć wyrzuty sumienia niszcząc go? Było mi wszystko jedno. Po wszystkim mogłam skończyć w więzieniu, mogłam leżeć pochowana w ziemi. Skutki się nie liczyły. W głowie przyświecał mi tylko cel, aby posłać go na dno. I nie bacząc na nic miałam zamiar to zrealizować. Małymi kroczkami, byle do celu.
- Będę się już zbierać- oznajmiłam wstając z krzesła.
- Już? To w takim razie odprowadzę cię- powiedział.
- Boisz się, że coś mi się stanie?
- Oczywiście! Nie zniósłbym myśli, że mógłbym zapobiec czyjeś krzywdzie, a tego nie zrobiłem- wypiął dumnie pierś do przodu.
"KŁAMCA!!!"- krzyczała moja dusza. Wzięłam uspokajający oddech. Nie mogłam zrobić niczego, co mogłoby mnie zdradzić. Dlatego uśmiechnęłam się i ruszyłam w kierunku wyjścia. Ciężko było mu trzymać ręce przy sobie. Położył mi rękę w talii i tak szliśmy przez ulice Rzeszowa. Próbowałam powstrzymać obrzydzenie, a chęć rzucenia się na niego z pięściami trzymać na wodzy. W końcu zostałam wyzwolona przez dotarcie pod mój blok.
- Może mógłbym wejść na górę do ciebie?- spytał, przybliżając się do mnie bardziej niż bym sobie tego życzyła. Czułam jego gorący oddech. Pragnął mnie. Wiedziałam o tym.
- Nie, jeszcze robilibyśmy nieprzyzwoite rzeczy- odpowiedziałam, a on cicho się zaśmiał.
- Jakoś będę musiał to przełknąć- przyparł mnie do muru. Wiedziałam co się za niedługo stanie. Przecież o to chodziło. W końcu jego wargi złączyły się z moimi. Były takie jak ona opisywała- zadziwiająco miękkie i ciepłe, pocałunki zaś namiętne i gwałtowne. Musiałam odwzajemniać jego gesty, ale czułam się jak w piekle, jak w najgorszym koszmarze, jak w pułapce, z której nie sposób uciec. Gdy uznałam, że to już czas, oderwałam go od siebie.
- Dobranoc- powiedział i weszłam do swojej klatki, zostawiając go płonącego z pożądania. Dopiero będąc już bezpieczna w swoich czterech ścianach pozwoliłam sobie na prawdziwe emocje. Osunęłam się na zimna posadzkę, pozwalając, by emocje wzięły górę i wydostały się na zewnątrz. Po chwili na podłodze były ślady moich łez, które wzmagały tylko moją nienawiść....

wtorek, 8 września 2015

Iluzja trzecia

   Siedziałam na parapecie, ciesząc się z realizowanego planu. Zaciągnęłam się papierosem, czując jak śmiercionośny dym wkrada się powoli do moich płuc i wypełnia je. Popatrzyłam na ludzi przechodzących po moim osiedlu. Wydawali się tacy spokojni. Przypominali mi, że zwykły świat wciąż istnieje. Rozdzwonił się mój telefon. Nie musiałam patrzeć na wyświetlacz, żeby wiedzieć kto dzwoni.
- Dawno się nie odzywałaś- powiedziałam do słuchawki.
- Nie chciałam cię rozpraszać- odezwał się damski głos.- Jak ci idzie?
- Sidła zarzucone. Nie może się ode mnie uwolnić. Twoje wskazówki były bardzo przydatne.
- Nie zapominaj kim on jest i co nam zrobił- poprosiła z nienawiścią. Jeśli chciała podsycić mój gniew to jej się udało.
- Nie bój się. Doprowadzę sprawę do końca.
- Będziesz musiała się posunąć krok dalej. Dasz radę?- spytała, a ja zacisnęłam powieki. Przed oczyma wciąż miałam obraz tamtych wydarzeń, które raz na zawsze zmieniły moje życie. Poczułam silne ukłucie w serce. Wszystko wróciło... Moja rozpacz, niemożność pogodzenia się z losem. Jeśli dotąd myślałam, że pałam do niego silną nienawiścią, to musiała z czasem wygasnąć, ponieważ urosła w jednej sekundzie do olbrzymich rozmiarów, opanowując zarówno ciało jak i umysł. I znowu ta jedna myśl, by go zniszczyć.
- Zapłaci za to co zrobił- syknęłam.
- Świetnie- odetchnęła z ulgą.- Zadzwonię za jakiś czas. Oczywiście trzymam się z dala od Rzeszowa. Nikt nie może wiedzieć, że się znamy.
- Następnym razem usłyszysz jak wkradłam się w życie wielkiego Nikolya Pencheva- powiedziałam na pożegnanie i zakończyłam połączenie. Miała rację. Czas na następny ruch. Zgasiłam papierosa i poszłam się przyszykować. Kolejny punkt planu: pojawić się na meczu.

   Usiadłam niedaleko, ale też nie za blisko boiska. Uważnie obserwowałam swoją ofiarę. Biła od niego niemal chłopięca niewinność oraz radość i zadowolenie z życia. To uderzało we mnie najbardziej. Jednak musiałam działać ostrożnie. Nie mogłam pozwolić sobie na żaden błąd. Cały plan opierał się na tym, by zaciskać powoli sidła, aż do momentu, w którym będzie za późno, by mógł coś zrobić, żeby się z nich uwolnić.
Cieszyłam się, że nie wie o mojej obecności, gdyż policzki, aż mnie piekły od wzrastającego gniewu. Wzięłam kilka uspokajających oddechów. Jeszcze przyjdzie czas na wybuch złości. Ale musiałam z tym poczekać.
Patrzyłam na niego przez cały mecz. Nie trudno było przyznać, że był świetnym zawodnikiem. Nie lubił się mylić. Musiał być najlepszy. Tylko to się dla niego liczyło. Jeszcze nie wiedział, że ja to potrafię wykorzystać przeciwko niemu. Dawał mi duże pole do manewru. Kibice go kochali. Kolejna rzecz, którą zamierzałam zmienić.
Zniszczenie jego byłoby za proste. Pierwsze chciałam zrujnować wszystko, co w życiu było mu drogie, aż w końcu zostanie sam. Zabiorę mu wszystko, tak jak on uczynił to mnie. Potem przyjdzie czas, by posłać go na same dno, z którego nie będzie mógł się podnieść. Uśmiechnęłam się na samą myśl.
Przywołałam resztki silnej woli, by zapanować nad umysłem. Musiałam myśleć trzeźwo. Po skończonym meczu, szłam w kierunku wyjścia, ale tak, aby mógł mnie dostrzec. Wykonałam to perfekcyjnie. Niemal od razu ruszył w moim kierunku, ignorując fanów.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj- przyznał z uwodzicielskim uśmiechem.
- Życie jest pełne niespodzianek- odpowiedziałam, rzucając mu długie spojrzenie spod ciemnych rzęs.
- Może tym razem dasz się zaprosić gdzieś?- spytał z nadzieją.
- Masz pół godziny na wzięcie prysznica- powiedziałam. Na jego twarzy zawitał promienny uśmiech.
- Poczekaj tu, zaraz będę!- niczym błyskawica popędził do szatni. Dokładnie tak jak tego chciałam. Oto był początek jego końca....

                                                                       ***
Tak jak pisałam, tu nie ma miejsca na sentymenty.
Trzymajcie się ciepło
- iluzjonitka

niedziela, 23 sierpnia 2015

Iluzja druga

   Siłownia byłam trafionym pomysłem. Dwa dni później poszłam potrenować na salę, na której wiedziałam, że spotkam jego. Ubrana byłam w krótkie, opinające spodenki oraz bluzkę odkrywająca brzuch. Włosy upięłam w dwa warkoczyki, a twarz pokrywał wodoodporny makijaż. Pewnym siebie krokiem wyszłam z szatni i poszłam na bieżnię. Założyłam słuchawki na uszy i narzuciłam sobie dość szybkie tempo. Krew już po kilku minutach zaczęła buzować w żyłach, serce biło mocniej, a na czole pojawiły się pierwsze kropelki potu. Wysiłek fizyczny przypominał mi o moim celu. Myślałam o nim cały czas, by podsycać swoją nienawiść, która była centrum moich emocji.
Po pół godzinie zmieniłam urządzenie, by popracować nad poszczególnymi partiami ciała, które całe było mokre od wysiłku. Czułam jak pracują wszystkie mięśnie. Gdy ćwiczyłam brzuch zaczęli pojawiać się siatkarze. Ich spojrzenia rzucane w moim kierunku po raz kolejny uświadomiły mi, że facet zawsze pozostanie tylko facetem. Nie przerwałam ani na moment swoich czynności, kiedy zobaczyłam jego. Ponownie ten sam schemat: pierwsze tylko rozejrzenie się po obiekcie, następnie dostrzeżenie mnie i utkwienie w mojej osobie wzroku. Jednak jego spojrzenie było inne, bardziej intensywne. Wpatrywał się jak dziecko, któremu dano lizaka. Musiałam zapanować nad uśmiechem triumfu i zabić go w zarodku, gdy zbliżał się do mnie.
- Znowu się spotykamy- zaczął rozmowę.
- Nie da się ukryć- odpowiedziałam.
- Zdradzisz mi w końcu swoje imię?- spytał, a ja podniosłam się z miejsca.
- Nie będzie ci ono potrzebne- oznajmiłam i ruszyłam w stronę swojej torby treningowej. Mijając go poczułam jak jego dłoń przesuwa się po moim udzie. Miałam ochotę się wzdrygnąć, ale musiałam zachować pozory. Zabierając swoje rzeczy usłyszałam rozmowę jego kolegów z drużyny.
- Czyli o której dzisiaj w klubie?
- O 20. Przyjdź będą wszyscy.
Nie słuchałam ich dalej. W głowie już miałam kolejny plan jak doprowadzić Pencheva na skraj szaleństwa. W szatni wzięłam szybki prysznic i wyszykowana na " seks bombę " opuściłam siłownię. Poszłam do redakcji, by napisać krótki artykuł. Cała drżałam od podekscytowania. Los mi sprzyjał.

   O godzinie 21 dopiero wyszłam z mieszkania. Wsiadłam do czekającej pod blokiem taksówki, która miała mnie zawieźć do odwiedzanego przez rzeszowskich siatkarzy klubu. Poświęciłam trochę czasu, by dowiedzieć się, który to lokal, ale udało się. Już na zewnątrz słychać było muzykę. Wchodząc do środka moją głowę zaatakował hałas dobiegający z głośników. Wiedziałam, że mój cel będzie w vipowskiej loży. Siedział znudzony rozglądając się po parkiecie. Szukał swojej ofiary, nieświadomy, że ktoś poluje na niego.
Usiadłam przy barze i zamówiłam drinka. Miałam pewność, że mnie dostrzeże i nie powstrzyma się przed podejściem. I tym razem się nie pomyliłam.
- Uważaj bo zacznę myśleć, że mnie śledzisz- usłyszałam tuż przy swoim uchu.
- Może tak jest?- spytałam i zeszłam z krzesła. Nie patrząc na niego, poszłam na parkiet. Oczywiście ruszył w ślad za mną. Był tak przewidywalny. Był tak naiwny. Nic nie mogło mnie ucieszyć bardziej niż jego słabości. Zaczęłam się poruszać w rytm muzyki. Moje kocie ruchy nie były mu obojętne. Po kilku sekundach poczułam jak kładzie ręce na moich biodrach. Przełknęłam ślinę i cieszyłam się, że w tej chwili nie widzi mojej twarzy, na której widniał ból i obrzydzenie. Pozwoliłam jednak by mnie dotykał, chodź jego dotyk palił mi skórę. Jego ręce były wszędzie w granicach przyzwoitości. Rozpoczął wędrówkę od brzucha a skończył na moich udach. Przycisnął mnie do siebie. Nasz taniec z boku mógł wyglądać jak taniec kochanków. Właściwie to było moim zamiarem. Rozpalić go do granic możliwości. I chodź przyszło mi to z wielkim trudem moje dłonie również miały kontakt z jego ciałem. Czułam jego oddech na swojej szyi. Postanowiłam skończyć zabawę. Bez uprzedzenia odepchnęłam go lekko od siebie i zginęłam w szalejącym tłumie. Próbował mnie dogonić, ale ludzie mu to uniemożliwili. Opuściłam klub jak najszybciej i łapiąc pierwsze taksówkę ruszyłam do domu. Kolejne, już trzecie zwycięstwo. Wpadł w moje sidła. Nikolayu Penchev za niedługo zostaniesz z niczym. A to wszystko dzięki mnie.

***
Cieszy mnie, że odebraliście pozytywnie coś co jest napełnione złością.
Dziękuje za tyle komentarzy :)
Mam nadzieję, że będzie Was jeszcze więcej.
Przepraszam za błędy, cały czas się uczę.
Pozdrawiam,
iluzjonistka

sobota, 15 sierpnia 2015

Iluzja pierwsza

   Rzeszów. Nienawiść to silne uczucie, które doprowadziło mnie aż tutaj. Zmieniłam się. Nie tyle wewnętrznie co zewnętrznie. Wszystko po to, żeby on mnie nie poznał. Długie brązowe włosy, zastąpiły krótkie, czarne, a na dodatek upiększone grzywką. Delikatny makijaż, musiał ustąpić zdecydowanie mocniejszemu. Zamiast stonowanych ubrań w mojej szafie znajdowały się rzeczy o wiele bardziej wyzywające i seksowne. Przestałam nosić wygodne buty, a w zamian zaopatrzyłam się w wysokie szpilki, bądź buty na koturnie. Jedyne sportowe buty ubierałam tylko po to by zadbać o ciało, na które on tak zwracał uwagę. Nie jadłam byle czego. Troszczyłam się o figurę, by moja sylwetka wyglądała pociągająco. Nie lubił jak kobieta była umięśniona. Przywiązywał ogromną wagę do wyglądu. Dlatego stałam się wszystkim tym, czego on pragnie, a zamierzałam udawać, że jestem kimś kogo nie może mieć.
   Kolejny krok- pierwsze spotkanie. Szłam w kierunku siłowni na której trenowała Asseco Resovia. Weszłam do środka, by zakupić karnet. Specjalnie ociągałam się z wyborem oferty, by on mógł mnie zobaczyć. Strach próbował dojść do głosu, ale zabiłam go w samym zarodku. Musiałam wypaść dobrze. Musiałam zapaść mu w pamięć.
   W końcu siatkarze zaczęli wychodzić. Przeczesywałam ich wzrokiem, jednego po drugim. Po kilku sekundach pojawił się ON. Nie zmienił się. Na twarzy gościł ten sam pewny siebie uśmieszek. Przybierał maskę skromnego, zagubionego chłopaczka. Miałam okazję się przekonać co się pod nią kryje. Gdy ktoś natrafił na te czekoladowe tęczówki, mógł się zapomnieć. Ja nie mogłam sobie pozwolić na jakiekolwiek skrupuły,
   Wzięłam głęboki oddech. Czas rozpocząć zabawę. Z głową podniesioną do góry, ruszyłam przed siebie pewnym krokiem. Robiłam za prawdziwą gwiazdę. Niemal wszyscy byli mną choć przez moment zaintrygowani. Jednak najbardziej zależało mi na tym jednym. Dopięłam swego. Dostrzegł mnie. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Posłał mi swój uwodzicielski uśmiech. Odwróciłam głowę. Byłam pewna, że to zdezorientowało jego osobę. Nie był przyzwyczajony do oporu, a co dopiero odmowy.
   Po kupieniu karnetu opuściłam siłownię. Niemal czułam na swoim ciele jak odprowadzał mnie wzrokiem. Wszystko szło jak po maśle. Realizowałam punkt po punkcie założenia mojego planu. Czekałam na jego ostatni ruch. Usłyszałam jak drzwi się otwierają i w głębi duszy już celebrowałam swój pierwszy sukces.
- Zaczekaj!- krzyknął za mną, ale nawet nie zwolniłam. Resztkami silnej woli powstrzymałam triumfujący uśmiech.- No stój!- wyprzedził mnie i zagrodził mi drogę. Jego akcent- kolejna rzecz, na którą trzeba było uważać. Sprawiał, że wydawał się taki niewinny.
- O co chodzi?- spytałam, udając znudzenie.
- Jestem Nikolay. A jak tobie na imię?
- Do czego ci ta informacja potrzebna?
- Pomyślałem, że możemy się umówić. Zapraszam na kawę- zaproponował.
- Nie skorzystam, dziękuje- wyminęłam go i poszłam w swoją stronę.
- Kim ty jesteś?- spytał. Odwróciłam się i widziałam, że jest kompletnie zafascynowany moją osobą.
- Twoim najgorszym koszmarem- oznajmiłam z zarozumiałym uśmieszkiem. Puściłam oczko na pożegnanie i zniknęłam za zakrętem. Misja zakończona powodzeniem. Tej nocy bułgarski zawodnik będzie myślał tylko o mnie- o tej, która potrafiła mu odmówić. Bo im bardziej mnie nie mógł mieć, tym bardziej mnie chciał.

-----------------------------------------------------

Hej, hej ;)
Rozdziały będą krótkie. Tak samo jak blog. Mam nadzieję, że sie Wam spodoba. 
Wybaczcie wszelkie błędy.
Całuje
Wasza Iluzjonistka

czwartek, 13 sierpnia 2015

Prolog

   Zemsta. To uczucie teraz mną kieruje. Opanowało moje ciało bez reszty. Nie potrafię mu się oprzeć. Już nawet nie chce. Przestałam robić w życiu to co słuszne i dobre. Po co skoro przestało mi to przynosić satysfakcję?
   Kazali mi przebaczyć i zapomnieć. Powiedzieli, bym szła dalej. O nie... Nie mam zamiaru udawać silnej i łaskawej. Pragnę zadać tak wielki ból jaki on przysporzył mi. Chcę, by przez jeden krótki moment cierpiał równie mocno co ja. Nieważne do czego będę zmuszona się posunąć. Dopnę swego.
   Brzmi przerażająco? Desperacko? Możliwe, ale czuję, że tylko to przyniesie mi ulgę. Każda komórka mojego ciała buntuje się przeciwko czekaniu na sprawiedliwy los, który nigdy nie nadejdzie i karze mi działać. Więc co mi pozostało?
   Zniszczę go. Tak samo jak on zniszczył mnie. Od teraz nic nie jest prawdą, a wszystko jest iluzją.